poniedziałek, 29 maja 2017

Do przodu

Która to była przeprawadzka.... chyba piąta. Ale tym razem wyjątkowa, już nie do przestrzeni wynajętej, cudzej w której przy niesłychanym szczęściu i dobrej woli właściciela co najwyżej można przemalować ścianę. Tym razem do własnej, (no dobrze, bank partycypowal w kosztach tej operacji i stuprocentowo własne będzie dopiero za kilka lat) i wymarzonej. Tak więc najpierw była lista kryteriów, które lokum miało spełniać, określenie lokalizacji, budżetu, następnie poszukiwania, miłość od pierwszego wejrzenia i ... niekończący się remont. Wreszcie przeprowadzka i pierwsza noc wśród kartonów. Część rzeczy dalej w nich jest, ale nie szkodzi, bo w kuchni stanął stary drewniany stół, w pokoju biblioteczka, a w sypialni zamiast biurka maszyna do szycia singer odziedziczona po Prababci. Kolejne przedmioty znajdują swoje miejsce, a my utwierdzamy się w przekowaniu, że już swoje miejsce znaleźniśmy w tej przedwojennej kamienicy.