sobota, 24 grudnia 2011

Wesołych Świąt :)
















Wszystko gotowe. Wysprzątane, umyte, odkurzone i poukładane. Świąteczne kartki przygotowane i dostarczone do adresatów. Prezenty fotograficzne, książkowe i wszelkiej innej maści zapakowane i podpisane. Na parapecie tuż obok lampionu - domku, przycupnął konik na biegunach. Na biblioteczce pojawił się stroik ze złotą jemiołą i ozdobami. W oknie brokatowy renifer, spotyka bombki z postarzanego srebra dumnie wiszące na wstążkach. Na choince błyszczy czerwony pociąg, aniołki i cukierki, a dotrzymują im towarzystwa, słomiane gwiazdki. W domu pachnie tradycyjnymi potrawami, które można skosztować tylko w te wyjątkowe dni. Jest pięknie, czego i Tobie Drogi/a Czytelniku/niczko życzę :) Wesołych Świąt :)))

piątek, 11 listopada 2011

Sklepik za rogiem







Mijam go w drodze do pracy i zawsze przystaję aby przyjrzeć się wystawie. Czego tam nie ma... koniki na biegunach, świeczniki, lustra, figurki, lale przyodziane w stroje w stylu retro, do tego lampiony, wazony i dzwoneczki. Zawsze jest coś nowego. A to dopiero początek...

Bo w środku jest prawdziwy wnętrzarski skarbiec, pełen cudowności na miarę jaskini z baśni o Ali Babie i 40 rozbójnikach. W drewnianych kredensach, na półkach i stołach, same wspaniałości. Świeczniki w kształcie domów, zupełnie jak ze skandynawskich blogów, drewniane litery, wieszaczki z gałązkami lawendy, patery ze szklanym ptaszkiem na szczycie, szydełkowe obrusy, pachnące świece, delikatne lampy i przepiękne ramki.

Jak już tu trafisz, z pewnością nie wyjdziesz z pustymi rękami. Twój skarb zostanie starannie zapakowany przez jedną z właścicielek sklepu, w organzę i przewiązany wstążką. Gwarantuję, że wrócisz tu nie jeden raz... Ja wracam.

Z pozdrowieniami dla Pań z mojego ulubionego sklepu.

Biały Regał

P.S. Internetowe progi sklepu pod adresem

wtorek, 20 września 2011

O domu, który nie daje spokoju

Są takie książki, które nie dają spokoju. Niewątpliwie do tej grupy można zaliczyć "Dom Augusty" autorstwa Majgull Axelsson. To druga, po opisywanej już w ramach Regału "Zupie z granatów", pozycja z "Serii z miotłą".

"(...) bezkompromisowa i niepokojąca (...) przekracza granice między światem realnym a baśniowym (...) niezwykła saga rodzinna (...) zajmujące jak kryminał psychologiczny i poruszające jak reportaż społeczny". To tylko niektóre opinie na temat dzieła szwedzkiej autorki. No i właściwie wszystko się zgadza. Jest saga rodzinna, bo oprócz seniorki rodu Augusty, poznajemy także historie jej potomkiń: Olgi, Siri, Alicji, Marianny, Kariny i Andżeliki. Losy pań krzyżują się i mijają by za chwilę znów zapętlić. Po odsłonie fragmentu historii zaskakuje nas retrospektywa sięgająca dwa pokolenia wstecz, by za chwilę znów wrócić do teraźniejszości. Pełne historie bohaterek poznajemy dopiero po przebrnięciu przez całość książki.

Ktoś zapyta, a co z mężczyznami, czy nie ma ich w tej szwedzkiej opowieści? Owszem są, ale uzupełniają historie kobiet. Są jak puzzle, które same w sobie nie przedstawiają nic ciekawego, ale ułożone w odpowiednim miejscu całej układanki okazują się częścią pięknego obrazka. Powstały obrazek jest niezwykły. Historie skłaniają do przemyśleń, zostają w głowie i nie dają spokoju.

Zainteresowana/y? Zacznij czytać "Dom Augusty", a po kilku stronach będziesz wiedzieć czy chcesz poznać całą tę historię.

wtorek, 9 sierpnia 2011

"Dlatego jadę na Hel..."


























Jeden z portali internetowych zamieścił ostatnio tekst opisujący, jak to coraz mniej osób chce spędzić urlop nad Bałtykiem. Jako dowód postawionej tezy przytoczono następujący sondaż: "Wyjazd na wakacje nad polskie morze to?" według 11% badanych:"zawsze dobry pomysł", a wg 46%: "zawsze zły pomysł"...

W takim razie, jestem w mniejszości, bo ja lubię jeździć nad polskie wybrzeże. Zwłaszcza w jedno wyjątkowe miejsce...na HEL.

Oczywiście są pewne punkty obowiązkowe takiej wyprawy. Koniecznie fokarium (choć niekoniecznie w porze karmienia), spacery po lesie i plaży, wyprawy rowerowe, rejs statkiem i całe ławice ryb we wszelkiej postaci. Flądry, halibuty, łososie i karguleny (tudzież kerguleny), smażone, wędzone czy zapiekane w sosie serowo-śmietanowym. Do wyboru, do koloru. A na deser gofry z bita śmietana i owocami i piwo z lokalnego browaru.

Niby nadmorski standard....ale nie, bo oto Hel wydaje się nie ma tego wszystkiego, co może drażnić w innych miejscowościach. Na plaży brak tłumów, które sprawiają, że Twoja przestrzeń życiowa, poza rozłożonym ręcznikiem, nie przekracza szerokości dwóch stóp w każdą stronę świata. Brak też mnóstwa dyskotek, które pomogą zapomnieć o śnie w standardowych godzinach.

Czyli co? Miejsce dla rodzin z małymi dziećmi i emerytów...być może. Ja tam sobie chwalę, lubię, wracam...i jakoś zawsze mam pogodę dzięki której wyjazd kończę zaprzyjaźniona z panthenolem...ale nic to, bo Hel pozostaje dla mnie miejscem wyjątkowym, "dlatego jadę na Hel".

PS. Dodatkowy argument za wyjątkowością? Gdzie poza okręgiem Piekary Śląskie-Bytom w menu znajdzie się krupnioka? (uwaga: nie mylić z zupą krupnik, ewentualnie z kaszanką, bo znawcy kuchni śląskiej, mogliby się pogniewać).


poniedziałek, 27 czerwca 2011

Siostry zapraszają do Cafe Babilon


Mardżan, Bahar i Lejla zapraszają mieszkańców małej irlandzkiej wioski do swojej kawiarni. Polecają mięsne potrawki, zupy i słodycze w rodzaju "słoniowych uszu". Do lokalu zaczynają zaglądać miejscowi. Poznajemy wdowę po włoskim piekarzu, pastora, fryzjerkę z aktorską przeszłością czy młodzieńca zapatrzonego w gwiazdy. Wreszcie trafiamy za kulisy rewolucji w Iranie. Przy okazji poznajemy przepisy na wschodnie przysmaki, a spełnieniem marzeń wydaje się kawałek baklawy i filiżanka herbaty z bergamotką przygotowana w pozłacanym samowarze. Dziś szef kuchni poleca "Zupę z granatów". Smacznego :)

czwartek, 2 czerwca 2011

Mam niezwykłą koleżankę

Moja koleżanka kocha książki. Ma niezwykłą bibliotekę. Całe serie. Książki obyczajowe, psychologiczne i branżowe. Wszystkie są idealne. Tylko takie mogą trafić do jej niezwykłej kolekcji. Nie ma w niej miejsca na porysowane okładki, zagięte rogi, czy brudne kartki. Ania przed zakupem starannie ogląda każdą książkę, delikatnie ją dotyka i wącha wnętrze . Nie przepada za sprzedażą wysyłkową i internetowymi księgarniami. Musi być pewna, że to książka dla niej.

Moja koleżanka jest inteligentna i ma fantastyczne poczucie humoru. Niczym malarz kolory, ona dobiera do sytuacji stosowne żarty. Czasem subtelny żarcik, delikatna aluzja, innym razem cudownie uszczypliwy komentarz, cięta riposta lub mistrzowska puenta.

Moja koleżanka ma plany i marzenia. Jedne większe jak dalekie podróże, inne mniejsze jak poznanie stolicy Górnego Śląska. Ale największe to życzenie aby "wszystko się dobrze skończyło".

Moja koleżanka jest odważna i tak dzielnie stawia czoła chorobie. Mimo niej ma iskierki w oczach i pięknie się uśmiecha.

....

Po długiej chorobie moja koleżanka Ania odeszła, ale ja nie potrafię o niej myśleć w czasie przeszłym.

Wpis ten dedykuję mojej niezwykłej koleżance Ani. Prawniczce, dziennikarce i jednej z najserdeczniejszych osób jakie miałam okazję poznać.

niedziela, 29 maja 2011

Przeprowadzka a podróż. Studium porównawcze


Kartony, pudła, kosze, torby i walizki. Nerwowość i fundamentalne pytanie "co jeszcze?". Byłoby prościej gdyby można było zabrać wszystko. Ale nie można. Trzeba wybrać. Które książki, płyty i filmy są ważniejsze? Z którymi wiążą się "ważniejsze" wspomnienia? I które z nich bezwzględnie trzeba mieć jak najbliżej siebie cokolwiek działo by się wokół? Ciąg niemożliwych wyborów i dziwnego wartościowania rzeczy i kontekstu ich nabycia. Z każdą wyciągniętą z regału książką powracają scenki z podróży, z każdą płytą przypominają się dawno niewidziani znajomi. Jest coraz trudniej.

Gdy wreszcie kilka kartonów i toreb wędruje do samochodu, następuje zasłużona przerwa na kubek kakao z zagęszczonym mlekiem i przejrzenie nowojorskich postów Bzowej Kasi i Niezwykle Odważnej Uli (kto jeszcze nie zna tych dwóch Pań i ich blogów niech koniecznie zajrzy i wybierze magiczną formułę "subskrybuj tę stronę").

Co łączy przeprowadzkę z podróżami? Z pewnością możliwa nerwowość w czasie przygotowań, trudne wybory i radość, że wszystko się udało. Co różni? M.in. kolejność, etap na którym przyćmiewają wszystko wspomnienia. Przy przeprowadzce jest to etap pakowania, w przypadku podróży powrót. Z pewnością wspólny jest finał obu procesów, gdy siadamy w domu z kubkiem herbaty w dłoni i zastanawiamy się co dalej nas czeka.

Mnie z pewnością kontynuacja przeprowadzki i przynajmniej jeden wyjazd, czyli jeszcze dużo wspomnień.

wtorek, 3 maja 2011

Dziś na regale Blondynka w podróży


Beatę Pawlikowską znają pewnie wszyscy. Niektórzy z radia, inni z telewizji, gdzie zapraszana jako ekspert niestrudzenie opowiada o najdalszych zakątkach świata. Od jakiegoś czasu podróżuje ze mną. No nie do końca ona...ale jej seria książek przygodowo-podróżniczych. Zawsze mam w torbie jedną z części, dzięki czemu moje podróże do pracy nabierają nowego wymiaru. Bo oto w zwyczajowym autobusie pospiesznym komunikacji miejskiej, próbuję z Blondynką herbaty po tybetańsku (z solą i masłem), wspinam się po wulkanie na Wyspie Wielkanocnej, lecę balonem w Tanzanii czy odczuwam chorobę wysokościową w Peru. Właśnie ukazały się kolejne części. Tym samym jeszcze przed urlopem zawitam do Indii i do Meksyku. Już się cieszę :)

środa, 13 kwietnia 2011

Bukareszt miastem dla specjalistów









Bukareszt to miasto w którym z pewnością nie będą się nudzić: architekci, urbaniści, elektrycy, inżynierowie i inni specjaliści, których zainteresują/zmrożą (niepotrzebne skreślić) stosowane tam rozwiązania. Niezwykłą kreatywność widać już chociażby w aranżacji przestrzeni (konia z rzędem dla tego, kto znajdzie dwa identycznie zabudowane balkony), czy konstrukcji miejskiej sieci elektrycznej. Do tego dochodzi fenomen pozostawianych na oknach taśm. Niestety wszechobecne są także bezpańskie psy, które spotkamy na każdej ulicy. Wbiegają pomiędzy samochody, śpią pod sklepami, rozgryzają na chodnikach znalezione wcześniej worki ze śmieciami. Smutny widok.

Czy warto jechać do Bukaresztu? Oczywiście. Chociażby po to, żeby spotkać mieszkanki i mieszkańców tego miasta. Na przykład Nikolete i Iustine, dwie aktywistki, które pracują z lokalną społecznością. Wspólnie walczą o miasto przyjazne dla mieszkańców. Pierwsze sukcesy już na ich koncie, kolejne w zasięgu ręki (a raczej rąk grup przez nie prowadzonych). Dla takich spotkań warto podróżować.