piątek, 1 kwietnia 2011

Bukareszt by night, cz.1











Jesteśmy na Starym Mieście. Nasi gospodarze zabierają nas do Caru'cu bere. Niezwykłe miejsce. Lokal z tradycjami. Jego początki sięgają XIX wieku. Dobrze, że mamy rezerwację, w przeciwnym wypadku obeszlibyśmy się smakiem. A tak już po chwili na stół wjeżdżają koszyki z gigantycznymi bochnami chleba, za nimi półmiski serów, po chwili także wędliny, wielkie oliwki i sałatki. A to dopiero przystawka. Restauracja jest pełna. Dwa stoliki dalej grupa przyjaciółek świętuje urodziny jednej z nich. Tuż obok kilku pokoleniowa rodzina spokojnie je kolację. Senior rodu siedzący na honorowym miejscu, w przerwach pomiędzy kolejnymi daniami, pali cygaro. Słychać muzykę z filmu "Ojciec Chrzestny". Po chwili brzmi walc wiedeński. Potem rozbrzmiewa samba. Pojawiają się tancerze, przemykają pomiędzy stolikami wyciągając gości na parkiet. Całości dopełnia pan o wyglądzie Charliego Chaplina, który uchylając kapelusz prezentuje małą białą mysz. Jakby tego było mało, dostajemy jeszcze deser w postaci gruszek w winie z lodami. Sporo atrakcji, a wieczór jeszcze się nie kończy.

Brak komentarzy: