
Kartony, pudła, kosze, torby i walizki. Nerwowość i fundamentalne pytanie "co jeszcze?". Byłoby prościej gdyby można było zabrać wszystko. Ale nie można. Trzeba wybrać. Które książki, płyty i filmy są ważniejsze? Z którymi wiążą się "ważniejsze" wspomnienia? I które z nich bezwzględnie trzeba mieć jak najbliżej siebie cokolwiek działo by się wokół? Ciąg niemożliwych wyborów i dziwnego wartościowania rzeczy i kontekstu ich nabycia. Z każdą wyciągniętą z regału książką powracają scenki z podróży, z każdą płytą przypominają się dawno niewidziani znajomi. Jest coraz trudniej.
Gdy wreszcie kilka kartonów i toreb wędruje do samochodu, następuje zasłużona przerwa na kubek kakao z zagęszczonym mlekiem i przejrzenie nowojorskich postów Bzowej Kasi i Niezwykle Odważnej Uli (kto jeszcze nie zna tych dwóch Pań i ich blogów niech koniecznie zajrzy i wybierze magiczną formułę "subskrybuj tę stronę").
Co łączy przeprowadzkę z podróżami? Z pewnością możliwa nerwowość w czasie przygotowań, trudne wybory i radość, że wszystko się udało. Co różni? M.in. kolejność, etap na którym przyćmiewają wszystko wspomnienia. Przy przeprowadzce jest to etap pakowania, w przypadku podróży powrót. Z pewnością wspólny jest finał obu procesów, gdy siadamy w domu z kubkiem herbaty w dłoni i zastanawiamy się co dalej nas czeka.
Mnie z pewnością kontynuacja przeprowadzki i przynajmniej jeden wyjazd, czyli jeszcze dużo wspomnień.